Te wydarzenia pamiętam jak dziś! Zaczęło się w sobotę 10 stycznia 1998 roku. Czarni grali w kosza z AZS Koszalin derby Pomorza, na których zawsze było gorąco. Będąc pewni, że jak zwykle zjawia się kibole Gwardii, pojawiliśmy się pod hala w kilkadziesiąt osób. Byli również Czarni, oczywiście ich było więcej. Wszyscy chcieli lać Gwardie na zasadzie wspólnego układu jednodniowego. Długo nikt się nie zjawiał, wiec Czarni postanowili zerwać układy i nas zaatakowali, w wyniku przeważającej liczby Czarnych byliśmy zmuszeni się wycofać z pod Gryfii. Cała akcja działa się na środku czteropasmowej ulicy Szczecińskiej, wstrzymany został ruch, kosa w Słupsku i walki Gryfa z Czarnymi to była wtedy norma. Po wszystkim ekipa Gryfa rozeszła się po mieście, jedni do domów drudzy na imprezy. Po kilku godzinach w wiadomościach radia Vigor podali, że po meczu pod hala doszło do awantur i kibic Gryfa zabił kibica Czarnych. Nie mogłem w to uwierzyć, byłem przerażony. Mówiło się wtedy, że Słupsk to taki mały Kraków, ale uważałem, że jakieś zasady u nas jednak są. Poleciałem do mojego serdecznego przyjaciela. On jak chyba zresztą wszyscy, którzy usłyszeli te wiadomość był porostu w szoku. Rozważania, co będzie dalej, powiedziałbym nawet panika i strach. Śmierć w tej zabawie to już nie przelewki. Czekaliśmy na kolejne wiadomości w radiu, po godzinie, zdementowano przednia wiadomość i podano ze kibic Czarnych został śmiertelnie pobity przez policjanta, dopiero później była mowa o uderzeniu w słup trakcji trolejbusowej i matactwa ze strony prokuratury. Oburzenie było ogromne, nie dość ze chciano nas najpierw obarczyć za śmierć Przemka, to okazało się, że winnym zbrodni był milicjant, największy wróg kibica. Telefony na mieście się zagotowały, umówiliśmy się na drugi dzień w niedziele rano. Informacje, że przyjdziemy na miejsce zdarzenia dostali również Czarni. Ta noc była dla mnie nie przespana, nie jestem nawet w stanie opisać, co wtedy czułem, wtedy jeszcze nie wiedziałem ze za kilkanaście godzin Słupsk stanie się areną walk kibiców i społeczeństwa z milicją, a wydarzenia te będą pokazywane na wszystkich stacjach telewizyjnych, łącznie z CNN...
W niedziele rano zebrało się nas kilkadziesiąt osób. Udaliśmy się w miejsce gdzie Przemek został zamordowany, tam już stała mniej więcej taka sama grupka Czarnych. Przywitaliśmy się uściskiem dłoni i wyrażeniem wobec siebie szacunku, którego często podczas ulicznych walk obu stronom brakowało. Nasza wspólna ok. 100 osobowa grupa z minuty na minutę powiększała się, zaczynali się też pojawiać dziennikarze, jacyś gapie, obudzone wiadomościami społeczeństwo, a z daleka obserwował wszystkich jakiś radiowóz. Po kilku godzinach w okolicy było już ze 300 osób. W pewnym momencie ok. 50 osób atakuje przez środek skrzyżowania na Szczecińskiej wspomnianą radiole, która zrywa się z piskiem opon. Po tym zajściu już było wiadomo, że nie będzie spokojnych czarnych marszów przez miasto, a milicjanty będą miały trochę roboty. Nagle zwykli ludzie zaczęli nas informować o tym całym wałku z sekcja zwłok, ze to przez słup, a jakiś dziennikarzyna doprawił, że to w prokuraturze podejmowane są jakieś decyzje i najlepiej tam się udać. Wszyscy kombinowali transport, żeby szybko dostać się pod prokuraturę na Leszczyńskiego. Pamiętam, że ktoś z telefonu zamówił jakieś 20 taxówek na raz. Po niespełna pół godz. większość była pod prokuratura. Okrzyki „śmierć za śmierć”, antypolicyjne i stadionowe, ale mimo wszystko spokój. Relacje w słupskich rozgłośniach radiowych pozwalały ludziom z miasta przemieszczać się tam gdzie cos się działo, sporo podpowiadali dziennikarze. W bezpiecznej odległości pojawiła się suka, zwykłych ludzi wciąż napływało. W końcu postanowiliśmy zaatakować prokuraturę, poleciały kamienie, śmietniki i ludzie wtargnęli do środka. Tam ktoś wyszedł, cos nawijał, ale mnie tam nie było, wiec pewności nie mam, co do wydarzeń w środku budynku. W powietrzu wisiała już prawdziwa sensacja, do takich cudów w grodzie nad Słupia jeszcze chyba nigdy nie doszło - atak na prokuraturę. Pod prokuraturą pojawiło się trochę więcej ok. 20 milicjantów w całym tym ich jebanym rynsztunku żółwia. Doszło do malej próby sił. Milicjanci podbiegli pod sam budynek prokuratury, my naprzeciwko. W ich oczach było widać strach, w naszych niezdecydowanie. Nie było impulsu, aż nagle ktoś z oddali rzucił kamieniem i się zaczęło, jazda z k****** i ich kontratak. Tłum zwykłych ludzi zaczął panicznie spierdalać. Można powiedzieć ze przy minimalnych środkach psiarnia odbiła prokuraturę, poniosła tez jednak straty, to z tamtąd zabrano pierwszego milicjanta do szpitala. Z Leszczyńskiego cały tłum maszerował środkiem Al. 3 Maja w stronę komendy na Reymonta. Po tych wydarzeniach ja z jednym ze starszych fanów Gryfa udałem się w okolice dworca PKS na ćwiarteczkę. Oczywiście na tej ćwiarteczce się nie skończyło i można powiedzieć ze przegapiliśmy najlepsze, czyli awantury pod komendą na Reymonta, starcia i barykady na Wojska Polskiego, zniszczenie wszystkich słupskich radiowozów. Ja do domu wróciłem przed północą jakoś, nieźle wstawiony. Oczywiście cały dzionek mnie nie było, wiec starzy trochę się martwili, bo już wtedy o Słupsku huczało w mediach. Starcia tego dnia trwały jakoś do 3 w nocy. Jak by tego było mało, zbliżał się poniedziałek, jedni szkoła inni praca a wieczorem walka.
Poniedziałek rano był raczej dniem niewinnym, wstałem na kacu, kupiłem gazetę, w której huczało on wieści z zamieszek i udałem się do szkoły. Jako ze byłem jedynym kibolem w budzie, wszyscy zasypywali mnie pytaniami, od kumpli z klasy po nauczycieli a na pewnych sugestiach dyrektorki kończąc. W tamtych czasach moja wychowawczyni była żoną prezydenta miasta. Od rana pogananka o wydarzeniach, opowiadała jak to jej facet zniknął na całą noc i z innymi wielkogłowymi zastanawiali się w ratuszu jak rozwikłać cały problem, bo w mieście poszła fama, że kibole będą rozpierdalać centrum przez 13 dni, czyli tyle ile lat miał Przemek. Mówiła, jakie milicja proponowała środki przymusu bezpośredniego do użycia, a to armatki, strzelby (wtedy to nowość była), jakiś helikopter z ultra dźwiękami. Na to wszystko nie zgadzał się prezydent, argumentując to zbyt młodym wiekiem rozrabiających. Wprowadzono prohibicje, a młodzież, która zrywała się z lekcji miała mięć u swoich dyrektorów niewesoło. Najbardziej obawiano się przyjazdu zaprzyjaźnionej ze Słupskimi kibicami gdańskiej Lechii, której fani wszystkim znani są ze skutecznych walk z milicja jeszcze za komuny. Lechia ich po prostu przerażała. Do wieczora w mieście był spokój i cisza, jak by nic się nie wydarzyło. Służby sprzątające ulice uporały się z syfem szybciutko. Zniknely śmietniki z centrum i wszystko, co mogłoby się przydać chuliganom w walce z milicja. Zbliżał się wieczór, ja na prośbę matki zostałem w domu. Żadna strata, w radiu i TV wszystko miąłem live. Wtedy pierwszy raz zobaczyłem jak można manipulować informacjami. Wieczorem zaczęło się znowu. Syreny milicyjne było słychać w całym mieście, jak na filmach z gangsterskich dzielnic Los Angeles. Milicja już nie miała żadnego radiowozu na chodzie, użyli starych peerelowskich nysek, które również były niszczone. Tego dnia odebrałem mnóstwo telefonów od kiboli z kraju, z pytaniami, co tam u was się dzieje. Ja nie mogłem wysiedzieć w domu, musiałem wyskoczyć, choć na dzielnice nie dalej, bo nie chciałem zawieść matki. W nocy stałem z kolesiem u siebie na rewirze, przez nasza ulice od centrum do szpitala szło wielu rannych. Dopiero wtedy można było zauważyć ze w mieście toczy się prawdziwa wojna. Walki toczyły się znów do późnych godzin nocnych. Było mnóstwo aresztowanych, rannych po jednej jak i drugiej stronie, zniszczenia mienia milicyjnego były ogromne, mienia prywatnego prawie zerowe.
Nadciągał wtorek. Po dwóch dniach walk ten dzień był naprawdę spokojny, doszło tylko do kilku starć na osiedlu Niepodległości. Pojawiła się informacja o pogrzebie następnego dnia. Pamiętam jak dyrektorka chodziła po szkole i wszystkim mówiła ze maja być w czwartek od rana w budzie, bo będą mieli przejebane, a uczniów ogólniaka łatwo przestraszyć. Jak już wspomniałem środa była dość spokojna. Niedziela i poniedziałek to konkretne bitwy, w których walczyło, co noc po ok. 300 osób (bardziej na zasadzie rotacji, w sumie to o wiele więcej) w tym jakieś 200 słupskich kiboli, wkurwiona życiem uliczna młodzież i kto tylko znalazł się w tamtym miejscu, kiblom pomagali min tzw. chłopcy z miasta, którzy samochodami dowozili koktajle Mołotowa. We wtorek wszyscy szykowali się do pogrzebu następnego dnia.
W środę od rana dało się wyczuć, że na mieście stanie się naprawdę cos wielkiego. Wszyscy gadali tylko o jednym, przyjedzie Lecha i inni i rozpierdolą wszystko, co nie zostało zdemolowane do tej pory. Tak wiec do Słupska ze wszystkich stron nadciągali kibole, nie ważne, że ktoś tam nienawidził kogoś. Wszyscy byli tego dnia antymilicyjni. Ja z rańca uderzyłem do budy na pierwsze lekcje. Długo tam nie siedziałem. Do klasy zastukała dyrektorka i poprosiła mnie na zewnącz. "Będą szykany" myślę sobie, babka, co prawda toleruje wszystko i w tym miejscu składam jej ogromny szacunek, ale pewnie nie widzi jej się to, że jej uczeń zerwie się na pogrzeb Przemka. Co innego jednak było na rzeczy. Dyrektorka prosiła "żebym zabrał ze szkoły tych wariatów". Okazało się ze budę nawiedziło kilku znajomych Lechistow, którzy dość głośno poszukiwali mojej osoby. Przyjechali pociągiem z samego rana. Ruszyliśmy w miasto, głownie pod dworzec, non stop spotykając kogoś znajomego. Z każdego pociągu wysiadali kibole, mimo prohibicji napój optyczny pili chyba wszyscy, meliny tego dnia miały niezły ruch. Ceremonia pogrzebowa odbyła się w kościele na mojej parafii. Kiedyś z kumplem tak sobie filmiliśmy ze fajnie by było jak by przez Armii Krajowej przeszedł marsz kilku tysięcy osób, tyle, że nie wiernych przy okazji procesji, a właśnie kiboli. No i w sumie wykrakaliśmy, tylko okazja była dość smutna. Pod kościołem pojawił się niezły tłum oceniany na 3 tysiące, w tym ogromna ilość kiboli. Największe wrażenie zrobili na mnie kibice GKS-u Jastrzębie, taki kawał drogi przebyli, od tamtej pory mam do nich ogromny szacunek. Sam pogrzeb był potężny, nie słyszałem o większym w naszym mieście. Trumnę nieśli kibice kilku klubów, na niej flaga Czarnych. Do grobu wrzucono kilkadziesiąt szalików, a podczas opuszczania trumny wszyscy podnieśli swoje szale w górę. Przeżycie nie do opisania. Milicjanty wiedziały, co się świeci tego dnia, jak słupscy chuligani im dojebali w dwa dni to co będzie się działo jak przyjedzie pół Polski? Postanowiono że nie będą się zbytnio wychylać. Tak są, ale niby ich nie ma. Podczas takich wydarzeń łatwo o plotki wiec i tych trochę puszczono, min ze jakiś pies w szkółce nie wytrzymał ciśnienia i sam się o******, chyba w prasie to puścili nawet. Wszyscy się cieszyli ja nie, gówno prawda mówiłem. Skurwiele ze szkółki jeździli za Dębnicę kaszubską na pas startowy sobie potrenować strzelanie gazem, szpalery itp., robili to z uśmiechem na twarzach. Wiem to na bank, widziałem pamiątkowe fotki z ich zabawy. Po pogrzebie cały tłum ruszył w miasto w poszukiwaniu psiarni. Znaleziono trochę w okolicach Sienkiewicza, ja z kolesiem wylądowaliśmy na dworcu gdzie spotkaliśmy min Petrochemie. Z tamtąd we trzech (my i Lechita S. z trochę obolała noga) oglądaliśmy jak cały tłum przelewa się przez Wojska Polskiego, takie nadciągające tornado. W dzień pogrzebu doszło do kilku małych starć, ale w porównaniu z niedzielą i poniedziałkiem to był pikuś. Myślę ze było to porostu niemożliwe, za duża masa ludzi, było porostu za ciasno. Kolędowałem tego dnia do późnego wieczora, ziomków z Gdańska trzeba było wprowadzać na dworzec od tyłu bo front był już opanowany przez milicje sprowadzona min ze Szczecina i Gdańska. Jaki paradoks, kiedyś jebańcy ze słupskiej szkółki jeździli bić demonstrantów w Gdańsku a teraz nie mogli sobie poradzić i musieli prosić o posiłki. Po tych wydarzeniach życie w mieście uległo zmianie, każdy Słupszczanin, który wyjeżdżał w Polskę czy to na wakacje czy cokolwiek był utożsamiany z zamieszkami. Milicjanci na jakiś czas spokornieli. Pamiętam sytuacje jakoś miesiąc może dwa później. Pod nocnym ABC przy rynku, spotkała się grupka kilkunastu kibli Gryfa popijając sobie napój optyczny. Podjechała milicja, jeszcze poobijana suka i: dobry wieczór, panowie itd. pełna kultura. Szkoda tylko ze skurwysyny dziś znów obrośli w piórka. Słupskie wydarzenia wywołały w Polsce poruszenie, a dziś do ludzi się strzela gumowa amunicja. Nikt już nie pamięta tamtych wydarzeń, tylko mała grupka ludzi, co roku składa hołd Przemkowi w miejscu tragedii.
Dariusza Woźniaka i jego metody poznałem na własnej skórze. Mam nadzieje ze beknie, ale tak naprawdę za zło, które skurwiel wyrządził innym ludziom. Na dzień dzisiejszy bydklak chodzi po ulicy jak gdyby nigdy nic.
[link]
[link]
[link]
[link]
[link]
[link]
[link]
W TYM ROKU PRZYPADA 15 ROCZNICA MORDU MILICJANTA NA MŁODYM KIBICU !
PRZEMKU PAMIĘTAMY!